Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Czy zastanawialiście się kiedyś, jak bardzo partyjna ideologia oddziałuje

Czy zastanawialiście się kiedyś, jak bardzo partyjna ideologia oddziałuje na co dzień na szeregowych Chińczyków?

Każdy, kto w ostatnich latach odwiedził Państwo Środka, z pewnością widział przynajmniej jeden baner wyliczający socjalistyczne przymioty, które na 18. narodowym kongresie przyjęła Komunistyczna Partia Chin. Jednakże poza tym oraz wszędobylskimi cytatami z Mao Zedonga czy innych wybitnych działaczy KPCh, Chiny raczej nie wyglądają na pierwszy rzut oka na szczególnie autorytarne państwo. I faktem jest, że — podobnie jak miało to miejsce w Polsce za rządów Edwarda Gierka — obywatele, którzy w sposób jawny nie kwestionują komunistycznego monopolu na władzę, raczej nie muszą się obawiać problemów natury prawnej.

Pierwsze, co zaskoczyć może zgłębiającego temat Europejczyka czy Amerykanina, jest to, że wyłączając nazwę samej Partii, słowo "komunizm" w chińskiej sferze publicznej niemal nie występuje — podobnie jak w PRL, prawie zawsze nawiązuje się tu do szeroko rozumianego socjalizmu. Drugie to fakt, że dyskusji na temat niepolitycznych problemów trapiących chińskie społeczeństwo władze nie tylko w żaden sposób nie tłumią, ale też same biorą w niej czynny udział. Każdego dnia w chińskiej prasie pojawiają się artykuły o zatrważającej biedzie w ośrodkach wiejskich, nierównomiernym rozłożeniu majątku pomiędzy prowincjami czy zanieczyszczeniu środowiska, ale też korupcji wśród członków Partii.

Szczególnie ciekawa jest oficjalna historiografia — wcale nie tak jednostronna i propagandowa, jak mogłoby się to wydawać. Obcokrajowiec orientujący się w realiach krwawej wojny domowej, która toczyła się przez ten kraj przez większość pierwszej połowy zeszłego wieku, prawdopodobnie spodziewałby się na wskroś negatywnego portretowania opozycyjnych nacjonalistów, których partia Guomindang do dziś działa na Tajwanie. W rzeczywistości jednak partyjni historycy postrzegają nacjonalistów nie tyle jako wrogów co raczej dawnych towarzyszy broni, którzy zbłądzili. Na przykład uwielbiane przez Chińczyków seriale wojenne dokumentujące opór narodu wobec japońskiego okupanta w rolach głównych bardzo często obsadzają nie komunistów, a nacjonalistów. Nawet ich lider Czangkajszek, choć uważany ostatecznie za zdrajcę, nie jest przesadnie demonizowany: w Nankinie jego dawna rezydencja służy jako muzeum, a żona do dziś pamiętana jest jako patronka chińskiego lotnictwa.

Również dyskusja o historii Chin od przejęcia władzy przez Mao pozawala na pewną swobodę, przynajmniej w stosunku do niektórych wydarzeń. O ile nawiązywanie do rzezi na placu Tiananmen czy poprzedzających je protestach jest kategorycznie niedozwolone, a o niesławnym Wielkim Skoku Naprzód i milionach ofiar, do których doprowadził, wspomina się raczej półgębkiem, to już rewolucję kulturalną, uznaną dawno za absolutne i niczym nieusprawiedliwione szaleństwo, można opisywać i krytykować w zasadzie bez ograniczeń. Ponieważ jest to w gruncie rzeczy jedyny okres najnowszej historii Chin, w którym komunistycznych oficjeli można bezkarnie przedstawiać w złym świetle, jest on lubiany przez chińskich pisarzy takich jak bestsellerowy autor science-fiction Liu Cixin.

To właśnie wspomnienie rewolucji kulturalnej sprawia, że przesadnie rozpolitykowany język charakterystyczny dla reżimów komunistycznych budzi w Chinach złe skojarzenia. Z określenia "towarzysz" poza kręgami samej Partii korzysta właściwie tylko najstarsze pokolenie, a wielu młodszych Chińczyków uznać je może za osobisty afront. Kolejnym aspektem odróżniających chińskich komunistów od ich zachodnich odpowiedników jest właściwie zupełny brak popularności określenia "faszysta" jako łatki przyczepianej ideologicznym przeciwnikom — KPCh preferuje mówić o "imperialistach" i "reakcjonistach". Jak jednak już powiedziano, te uwagi stosunkowo rzadko przedostają się do mediów, a jeśli już, to w oszczędnej formie.
Zobacz następny

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…