Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Kierowana przez polskiego weterana grupa uciekinierów z syberyjskiego gułagu

W 1954 r., w atmosferze euforii po zdobyciu w roku ubiegłym Mount
Everest, brytyjski dziennik "Daily Mail" rozpoczął kampanię mającą na celu zebranie jak największej ilości informacji dotyczących "odrażającego człowieka śniegu", rzekomo czychającego na nieostrożnych himalaistów. Jedną z najciekawszych opowieści zaprezentował zamieszkały w Nottingham polski weteran Sławomir Rawicz: w 1941 r. z kosmopolityczną grupą więźniów miał uciec z gułagu, po czym, unikając kontaktu ze wszelką cywilizacją, poprowadził ich przez pustkowia Gobi, a następnie himalajskie szczyty – gdzie przyuważyli dwójkę bawiących się śniegiem yeti, które od razu poprawnie zidentyfikowali jako stworzenia nieznane nauce — po czym dotarli do bezpiecznych Indii. Na kanwie fascynującej opowieści Rawicza powstała powieść "Długi marsz" pióra angielskiego dziennikarza Ronalda Downinga. Książka okazała się międzynarodowym bestsellerem, rozeszła się w milionach egzemplarzy i przetłumaczono ją na 25 języków. Czytelników z całego świata zafascynowała historia niestrudzonych wędrowców, najpierw bestialsko dręczonych przez stalinowskich oprawców, potem z podniesionym czołem mierzących
się z okrucieństwem Matki Natury.

Ani Downing, ani jego redakcja nigdy nie zorientowali się, że Rawicz kłamał jak z nut. O ile spotkanie z yeti można było potraktować z przymrużeniem oka jako wabik na złaknionych sensacji czytelników "Daily Mail", to jeszcze za życia Polaka relacja z jego podróży wzbudziła niedowierzanie ze strony podróżników znających tę część Azji. Wskazywali oni na absurdalne opisy mijanych krajobrazów na pustyni Gobi (w relacji Rawicza bardziej przypominającej Saharę) czy też pokonywanie himalajskich gór poprzez wspinanie się na ich szczyty, a następnie schodzenie z drugiej strony bez korzystania z przełęczy. Idea, że grupa amatorów pozbawionych jakiejkolwiek orientacji w terenie, o doświadczeniu nie wspominając, w ogóle zdołała opuścić Syberię, a co dopiero przedostać się do Indii, w oczach ekspertów zakrawała na kpinę. Fałsz Rawicza definitywnie zdemaskowała dopiero w 2006 r., dwa lata po jego śmierci, telewizja BBC, która, opierając się na dokumentacji z sowieckiego archiwum, w tym również zeznaniach złożonych przez samego zainteresowanego, wykazała, że Polak opuścił gułag dopiero w 1942 r. na mocy stalinowskiej amnestii, po czym wraz z armią gen. Andersa dotarł do Iranu i Palestyny. Inny mieszkający w Wielkiej Brytanii polski weteran, Witold Gliński, utrzymywał, iż to on odbył "długi marsz", a Rawicz wzorował się na jego wspomnieniach, jednak w
jego opowieści — nawet abstrahując od już wspomnianych
absurdów — również znajduje się szereg dziur.

Swego czasu pojawiali się inni kandydaci do roli przywódców bohaterskiej wędrówki, jednak na chwilę obecną rozsądek nakazuje przypuszczać, że powieść "Długi marsz" opisuje wydarzenia w stu procentach fikcyjne, nawet jeśli przyprawione wyjątkowo lekkostrawnym sosem, który do dziś przyciąga do "historii" Rawicza nowe pokolenia czytelników. W 2010 r. odbyła się premiera filmu "Niepokonani" w reżyserii Petera Weira bazującego na wydarzeniach opisanych w książce — w rolę główną wcielił się Jim Sturgess. Z uwagi na kontrowersje dotyczące prawdziwości "długiego marszu", protagoniście nadano wymyślone imię.
Zobacz następny

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…