Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Marek Lisiński to były już szef Fundacji „Nie lękajcie się”, która zajmuje...

Marek Lisiński to były już szef Fundacji „Nie lękajcie się”, która zajmuje się pomocą dla ofiar księży pedofili. Lisiński twierdził, że na początku lat osiemdziesiątych był ministrantem w rodzinnej parafii w Korzeniu i nocował w tzw. organistówce. Tam miał padać ofiarą molestowania ze strony księdza Zdzisława W. W tym samym roku sąd biskupi uznał księdza W. za winnego molestowania, a w styczniu 2014 roku biskup Piotr Libera zawiesił go w posłudze duszpasterskiej na trzy lata i zabronił mu dożywotnio pracy z dziećmi. Duchowny zgłosił ośmiu świadków swojej niewinności, ale nie zostali przesłuchani – biskup Libera twierdził, że się nie stawili. Nie przeprowadzono też konfrontacji. 

11 października 2021 roku w jego sprawie przeciwko księdzu W. zapadł prawomocny wyrok, a wczoraj poznaliśmy jego pisemne uzasadnienie. Jak informuje Salon24, Sąd Apelacyjny w Łodzi przeanalizował dotychczasowe relacje Lisińskiego składane przed sądami biskupimi i sądem okręgowym i zauważył, że Lisicki przedstawił trzy różne wersje tego, co go miało rzekomo spotkać. „Tak daleko idące rozbieżności w przedstawianiu tych samych wydarzeń nie da się wytłumaczyć w świetle zasad wiedzy i doświadczenia życiowego, co prowadzić musi do wniosku, że twierdzenia powoda są niewiarygodne” – napisali. Sąd zauważył też, że Lisiński nie był w stanie udowodnić, że faktycznie był ministrantem, a W. miał świadków na to, że nigdy nim nie był.

W 2019 roku Gazeta Wyborcza ujawniła, że wcześniej Lisiński poszedł do księdza i przedstawiając się jako były ministrant w jego parafii pożyczył od niego ponad 20 tysięcy złotych na rzekome leczenie żony. Pieniądze miał oddać po powrocie z pracy w Niemczech. Kiedy ksiądz dowiedział się, że padł ofiarą oszustwa, zażądał zwrotu pożyczki a Lisicki podpisał zobowiązanie, że zwróci mu te pieniądze. Potem oskarżył go o molestowanie, a kiedy GW ujawniła sprawę twierdził, że to nie on podpisał to zobowiązanie. Sąd w Łodzi stwierdził jednak, że w opinii biegłej grafolog to jego podpis na nim widnieje.
Zobacz następny

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…